Tak wiem, to dopiero jutro.
Dzień św. Marcina – jak większość świąt o wydźwięku katolickim wywodzi się jeszcze z czasów pogańskich. Podczas listopadowego święta składano bogom ofiary ze zwierząt i wypieków. Później, kiedy kościół przejął święto i połączył z postacią św. Marcina z Tours, wypieki zaczęto formować w rogale o kształcie podkowy, którą zgubił koń świętego.
Jedno z opowiadań o św. Marcinie mówi, że kiedy jeszcze był żołnierzem, podzielił się swoim ubraniem z półnagim żebrakiem. W nocy przyśnił mu się Jezus ubrany w to, co podarował żebrakowi, który mówił do aniołów: „Patrzcie, jak mnie Marcin, katechumen, przyodział”. Sen ten miał decydujące znaczenie dla dalszych losów Marcina, który wystąpił z wojska, przyjął chrzest i został mnichem, żył jako asceta. Za sprawą Marcina dochodziło do pojednań, pokojowo rozwiązywano konflikty. Zaczęto go traktować jako cudotwórcę, stawał się coraz bardziej popularny. W końcu został biskupem – innym niż wszyscy. Łamał stereotypy i ciągle żył bardzo skromnie.
A co mają do tego rogale? Nie wiem! 🙂 Ale może za przykładem św. Marcina podzielmy się „jakimś rogalem” z kimś, kto ma mniej od nas?
Jeśli chodzi o samego świętomarcińskiego rogala, to wiem jedno, warto spróbować, takiego prosto z poznańskiej cukierni. I co z tego, że jest niemiłosiernie słodki, że ma tyle kalorii, co pewnie ze 3 obiady… Po prostu: dzisiaj nie gotujemy!
Żeby cukiernia mogła używać nazwy „rogal świętomarciński” lub „rogal marciński”, musi posiadać certyfikat Kapituły Poznańskiego Tradycyjnego Rogala Świętomarcińskiego.
Rozporządzeniem Komisji (WE) nr 1070/2008 z dnia 30 października 2008 r. nazwa „Rogal świętomarciński” została wpisana do rejestru chronionych nazw pochodzenia i chronionych oznaczeń geograficznych w Unii Europejskiej.
p.s. Fajnie jest mieć Znajomych w Poznaniu – dzięki za genialne rogale!